środa, 22 lutego 2017

Kilka słów o tym, jak zaznaczam w książkach fragmenty, do których chcę jeszcze wrócić

Czytanie zawsze sprawiało mi przyjemność. Zaczynałam, rzecz jasna, od czytania krótkich utworów dla dzieci. Z czasem w moje ręce coraz częściej wpadały utwory obszerniejsze i trudniejsze w zrozumieniu. Do tej pory bardzo dobrze pamiętam, jak będąc uczennicą pierwszej klasy szkoły podstawowej w ciszy i z bardzo dużym zainteresowaniem czytałam w świetlicy szkolnej książkę „Drapieżcy i drapieżniki”, której autorką jest Barbara Polak.

W którymś momencie pojawiła się potrzeba zaznaczania najważniejszych lub z innego powodu istotnych dla mnie fragmentów czytanej książki. Ułatwiało to pracę na lekcji, jeśli książka była lekturą szkolną. Dawało też szansę na zachowanie łatwego dostępu do słów z książki, które wydały mi się szczególnie wartościowe.

Sposób zaznaczania cytatów, który przyjęłam sobie w liceum sprawdza się u mnie do tej pory. Fragment utworu, który mnie interesuje podkreślam ołówkiem lub też zaznaczam zakreślaczem (pod warunkiem, że książka jest moja!), a do samej kartki dodatkowo przyklejam samoprzylepną etykietę. Kiedy fragmentów do oznaczenia jest więcej niż kilka dodatkowo wprowadzam kolory. Każdy kolor zaznaczenia tekstu i etykiety związany jest z inną kategorią, do której przyporządkowuję cytat. Na samym początku książki wklejam wtedy kartkę samoprzylepną z legendą kolorów.


Ten sam sposób oznaczania cytatów mam wtedy, gdy czytam książkę fabularną w wersji elektronicznej. Nieoceniony jest tu program Okular, w którym można zaznaczyć fragment tekstu na dowolny wybrany przez siebie kolor. Dzięki tej funkcjonalności w pierwszym tomie „Emancypantek” Bolesława Prusa mam 80, a w drugim tomie aż 133 zaznaczone cytaty. W każdej chwili mogę wrócić do utworu, który z dużą przyjemnością przeczytałam na studiach i łatwo odnaleźć najciekawsze jego fragmenty.

Przez długi czas jednak nie mogłam znaleźć sobie sposobu zaznaczania cytatów w literaturze fachowej. Samo zaznaczenie ich w tekście wraz z informacją o numerze strony, na której się znajdują to jednak trochę za mało. Szczególnie, że nie raz mam swoje własne refleksje, które chcę dodatkowo zanotować, a dwa, że teksty naukowe często odwołują się do innych tekstów, które chciałabym później poznać.


Wczoraj zaczęłam czytać „Metody i narzędzia diagnostyczne w logopedii” pod redakcją Marleny Kurowskiej i Ewy Wolańskiej. Przyszedł mi wtedy pomysł na rozbudowanie mojego sposobu zaznaczania istotnych fragmentów publikacji. Teraz, jak i wcześniej, zaznaczam interesujący mnie fragment na kolorowo. Jeśli mam refleksje z nim związane, zapisuję je krótko na marginesie. Po zaznaczeniu fragmentu tekstu dodatkowo otwieram pierwszą białą stronę w książce i tworzę podpunkt z lapidarną informacją o tym, o czym jest cytowany fragment i zapisuję sobie jego stronę. Za to, jeśli w trakcie czytania publikacji znajdę informację o innej, z którą chciałabym się później zapoznać, to zapisuję ją sobie w podpunkcie na ostatniej białej stronie książki i dodaję niewielką wzmiankę o tym, czego mogę później chcieć w niej szukać.

piątek, 17 lutego 2017

Dzień Kota

Z okazji Dnia Kota zamieszczam kocie słownictwo do utrwalania głoski „r”.

Głoska „r” po spółgłosce:

  1. drapać
  2. drapak
  3. mruczeć
  4. pręgi
  5. krótkowłosy
  6. wzrok
  7. gryźć
  8. wibrysy
  9. futro
  10. obróżka
Głoska „r” po samogłosce:
  1. rasa
  2. równowaga
  3. żwirek
  4. weterynarz
  5. pers
  6. karma
  7. sierść
  8. szorstki
  9. skarpetki
  10. pazur
Podane wyrazy można wykorzystać do tworzenia zdań, np.:
  • Wibrysy pomagają kotu utrzymać równowagę.
  • Pers to bardzo znana rasa kotów.
  • Koty myją swoje futro szorstkim językiem.
Dzięki takim zdaniom jednocześnie ćwiczy się prawidłową wymowę, ale też rozszerza wiedzę na temat kotów. 

czwartek, 2 lutego 2017

Absurdy, czyli pomoc logopedyczna mająca dużo sensu

Celowe i świadome tworzenie nowego świata wraz z panującymi w nim zasadami w celach rozrywkowych, a mówiąc krócej – bawienie się, jest nieodłączną częścią ludzkiej kultury. I mimo że dałoby się znaleźć jednostki, które nie czerpią przyjemności z zabawy lub też w ogóle tej zabawy sobie nie organizują, trudno byłoby podważać fakt powszechnego istnienia homo ludens, czyli człowieka bawiącego się.

Typów zabaw jest niezmiernie dużo, czasami trudno znaleźć wiele elementów łączących różne zabawy, nie ulega jednak wątpliwości, że „każda zabawa i gra ma własne reguły. Określają one to, co powinno obowiązywać w sferze tymczasowego, wydzielonego przez nią świata” [Huizinga: 2007, s. 26]. Owe reguły są bardzo istotne. Kiedy zostaną złamane, „świat zabawy rozpada się” [Huizinga: 2007, s. 26].

Czy oglądanie filmów i kreskówek uznać można za zabawę, grę? Sprawa dyskusyjna, ponieważ odbiorca filmu (w tym filmu animowanego) nie wchodzi w bezpośrednią relację z twórcą nagrania. Nie ma też wpływu na przebieg prezentowanych zdarzeń. Żeby jednak zrozumieć film i czerpać przyjemność z odbioru przedstawionego przez twórcę świata, musi przyjąć pewne konwencje, które ów twórca zastosował. Jeśli tego nie zrobi, świat filmu rozpadnie się.

W przypadku kreskówek oglądanych przez dzieci konwencje i zasady rządzące przedstawianym światem są często wyolbrzymione i przerysowane, a niekiedy jeszcze dodatkowo korzystają z wielokrotnego powtórzenia jednego motywu. Owo wielokrotne powtarzanie widoczne jest choćby w „Dastardly i Muttley”, kreskówce, która kręci się właściwie tylko wokół konieczności złapania gołębia. Z kolei film animowany „Wiluś E. Kojot i Struś Pędziwiatr” do granic możliwości wykorzystały motyw łapania Strusia Pędziwiatra (będącego tak naprawdę kukawką) przez Kojota. Kreskówki często są też przesiąknięte slapstickowym humorem. Nie sposób zliczyć, ile razy Kojot został poturbowany w trakcie próby złapania Strusia. Kowadła, dynamit, ciężarówka wyjeżdżająca z namalowanego przez Kojota tunelu – cały świat sprawiał, że biedny Kojot zawsze jakoś ucierpiał. Od wielokrotnych ciężkich urazów nie był też wolny Tom, który podczas prób złapania Jerry'ego uległ chyba każdemu możliwemu wypadkowi.

Absurdów w świecie kreskówek nie brakuje. Począwszy od międzygatunkowego rodzeństwa krowy i kurczaka będących dziećmi ludzi, którzy to, na dodatek, istnieją jedynie od pasa w dół („Krowa i Kurczak”), przez fowistyczne kolory Edów i ich otoczenia („Ed, Edd i Eddy”), a skończywszy na całokształcie życiowej historii Owcy („Owca w Wielkim Mieście”). W tej ostatniej kreskówce szczególnym przypadkiem absurdu są też fikcyjne reklamy firmy Oksymoron, które tworzą świat na opak.

Uznawanie filmów, w tym filmów animowanych, które bazują na absurdzie za przejaw karnawalizacji w obecnej kulturze byłoby pewnym nadużyciem, jednak nie sposób zauważyć pewnych cech wspólnych karnawału i wielu popularnych kreskówek adresowanych do dzieci. W karnawale i pokrewnych mu widowiskach obrzędowo-widowiskowych ważny był „pierwiastek śmiechu” [Bachtin: 2005, s. 373]. Istotnym momentami karnawału były „przebrania, to znaczy odnowienie odzieży i postaci społecznej” [Bachtin: 2005, s. 379], a także „przemieszczenie hierarchicznej »góry« na »dół«” [Bachtin: 2005, s. 379], w wyniku którego błazen zmieniał się w jednodniowego króla, opata czy nawet samego papieża.

Kreskówkom daleko do karnawału, gdyż właściwie w dowolnym momencie można od nich uciec, podczas gdy „w czasie świątecznym karnawał wypełnia całość rzeczywistości; nie można od niego uciec, bo nie ma dokąd” [Kłocińska: 2012, s. 119]. Filmy animowane nie wypełniają całej rzeczywistości widza i nie wciągają w swój świat wszystkich z otoczenia tegoż widza. Jednak w czasie, gdy widz aktywnie ogląda kreskówkę, znajduje się on w jej świecie i przyjmuje zasady, które w nim rządzą.

Pojawiają się głosy, że współczesnej kulturze daleko do kultury karnawałowej, ponieważ karnawał zakładał tworzenie „świata na opak”, parodiowanie tego, co święte i wykpiwanie tego, co poważne i społecznie usankcjonowane, zaś obecnie nie można już mówić o przeciwieństwach, bo „nie ma przeciwieństw” [Kłocińska: 2012, s. 122]. Nie można też mówić o profanowaniu strefy sacrum, gdyż „nie ma świętości, którą można byłoby sprofanować. Zlaicyzowana kultura współczesna przeniknięta jest duchem egalitaryzmu i relatywizmu” [Kłocińska: 2012, s. 121].

Daleko mi jednak do zgadzania się w pełni z tym twierdzeniami. Z pewnością obecna kultura jest bardzo bogata w wyznawane poglądy (często sprzeczne ze sobą), obfitująca w różne źródła moralności i etyki, a także przejawiająca mnogość możliwości wyboru i jednocześnie dająca prawo do świadomego podejmowania tych wyborów. Nie jest to kultura prosta, w której panuje jeden nadrzędny porządek, któremu nikt nie jest w stanie (a i nie chce) się sprzeciwić. Z pewnością postmodernizm jest kulturą wyboru. Niekiedy pozornego, ale jednak wyboru. Dlaczego jednak uznawać, że nie ma w obecnej kulturze sacrum? Gdyby go nie było, nie istniałyby kościoły, nie byłoby potrzeby mówienia o tolerancji religijnej, nie byłoby tylu spraw sądowych o urażenie czyichś uczuć religijnych. Osobną kwestią jest zresztą to, czy pojęcie strefy sacrum obejmować jedynie może kwestie stricte religijne. Według mnie nie – wszelkie poglądy etyczne mogą zawierać się właśnie w tej strefie świętości. We współczesnej kulturze jest też wiele przeciwieństw (bogaci – biedni, wyedukowani – niemający dostępu do dobrej edukacji itp.) i jest ustalony, choć często kwestionowany, porządek społeczny (przejawiający się choćby w ustroju politycznym panującym w danym kraju). Porządek społeczny, w którym to rodzic sprawuje opiekę nad dzieckiem, i który reguluje dużą część życia swojego potomstwa.

Kreskówka negująca znany dziecku porządek świata może być atrakcyjna właśnie dlatego, że pozwala mu na chwilę bezpiecznie zatracić się w świecie z krzywego zwierciadła.

Jak to wpływa na zajęcia logopedyczne? Stworzyłam kolejne zadanie typu „powtórz i przyklej” (dziecko powtarza po logopedzie i przykleja samoprzylepny obiekt na obrazek).

Tylko tym razem trochę inaczej. Najpierw ma za zadanie pokolorować ilustrację, na której jest dziwaczne miasto. Dziwaczne, a więc mające dziwaczne kolory. Pomarańczowy dym, fioletowe drzewo w żółte kropki? Wszystkie kolory i wzory dozwolone. Zadanie jest inne niż zwykle, więc skupia uwagę, daje szansę zindywidualizowania tworzonej pracy, więc angażuje i wyzwala kreatywność, a dodatkowo zwyczajnie cieszy, kiedy można stworzyć coś będącego na przekór temu, co się zna. I jeszcze usłyszeć od logopedy: „Bardzo ciekawy wzór! Nigdy wcześniej takiego nie widziałam”.

Potem jest jeszcze weselej, bo trzeba po logopedzie powtarzać i umieszczać na ilustracji autka. W dziwacznym mieście lądują one drzewie, lecą w powietrzu, jadą do góry nogami… Czego to one nie robią! Znów – inwencja twórcza mile widziana.

Materiał do pobrania:
https://drive.google.com/file/d/0B4Znt_PeD4EEYXdfNF9yY1dwbG8tWVhkYUZlU3pRWXVIMEdv/view

Bibliografia:
  1. Bachtin Michaił, 2005, Ludowe formy świąt karnawałowych [w:] Antopologia widowisk, red. Mencwel Andrzej, Wydawnictwa Uniwersytetu Warszawskiego
  2. Huizinga Johan, 2007, Homo ludens. Zabawa jako źródło kultury, Wydawnictwo Aletheia, tłum. Kurecka Maria, Wirpsza Witold
  3. Kłocińska Agata, 2012, Karnawał wobec „sacrum”. O ludyczności kultury współczesnej [w:] „Kultura i Wartości” nr 3, s. 117-134